Lajos Pálfalvi

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mitogeograficzne konstrukcje w literaturze polskiej

Streszczenie

Ponieważ badanie to prowadzone są na Uniwersytecie w Peczu, do studiów nad literaturą polską najodpowiedniejszym wydawał się być regionalny punk widzenia. Definiując związki peryferia-centrum, za punkt wyjścia możemy obrać sobie stosunek pomiędzy Peczem a Budapesztem, możemy też zastanowić się nad sytuacją tak dużych regionów, jak Europa środkowa lub też nad takimi powszechnymi problemami, jak postkolonializm. Patrząc z punktu widzenia Peczu przykład polski wydaje się być zachęcający, bowiem tu, oprócz stolicy znaleźć można inne centra kulturalne takie jak Kraków, miasto partnerskie Peczu, które było już europejską stolicą kultury (Pecz dopiero teraz przygotowuje się do tej roli).

Dlatego też próbowałem połączyć dwie tendencje literatury polskiej, jakie były obecne w ostatnich dziesięcioleciach: mitograficzną warstwę w niektórych miejscach uzupełniłem, w innych połączyłem z regionalizmem rozumianym w geograficznym, konkretnym sensie za pomocą terminu „mitogeografia” wykreowanego na potrzeby tej pracy jako sformułowanie robocze. Słowo to powstało ze zwykłej pomyłki językowej, jaka miała miejsce na węgierskiej premierze, bardzo pasującej zresztą do tego tematu, powieści Piotra Szewca Zmierzchy i poranki. Słowo to wydaje się być odpowiednie: mitografia zwraca uwagę tylko na moment tworzenia mitu, a o surowcu z jakiego mit powstaje nie mówi nic, nie podkreśla faktu, że większość tego typu dzieł mocno wiąże się z konkretnym krajobrazem, miastem. Dla mnie to ostatnie jest ważniejsze.

Jeśli wyznaczymy sobie mitogeograficzny szlak w dawnej i dzisiejszej Polsce, i przemierzymy świat ukazany w utworach, zauważamy, że Polacy mogą objąć dwie, przeciwstawne role. Znamiennym dla oderwanych od krajobrazów ukraińsko-litewskich pisarzy emigracyjnych jest wywodzący się z romantyzmu, z Pana Tadeusza Mickiewicza elegijny ton. Zachowane w ich utworach wartości kulturowe są kruche, czeka je zagłada w rozpoczynającej się w połowie XX wieku epoce lodowcowej. W zachodniej i północnej części kraju stało się coś dokładnie przeciwnego: tu, do pozostawionych przez Niemców ruin, do zrównanego z ziemią Wrocławia i Gdańska zapędzały Polaków  te same wyższe siły, które wygnały ich ze wschodu. Jednak literatura tych doświadczeń, duchowo-rozumowego przejęcia tego nieznanego obszaru, narodziła się dopiero w ostatnim dziesięcioleciu XX. wieku.

Podróż zaczyna się w Krakowie nowelą Mrożka pt. Zero. Trudno czytać ten utwór w taki sposób, aby na jednego z bohaterów nie patrzeć jak na postać autobiograficzną. Historia jest bardzo prosta: pewien młodzieniec przypadkiem spotyka się w teatrze z wielkoświatowym agentem urzędu bezpieczeństwa, który zabiera go na kolację i opowiada różne historie związane ze swoją odpowiedzialną pracą. Najpierw kilka słów na temat tej dziwnej pary. O młodzieńcu, który określony jest w tytule jako „zero” wiemy dokładnie w jakim jest wieku: ma lat piętnaście i pół. Nie ma żadnego powodu, by uważać się za mistrza sztuki życia. Właśnie teraz stawia pierwsze kroki na niebezpiecznym i niezmiernie emocjonującym obszarze, który rozpościera się poza znanym mu światem domu i szkoły. Jego gorące pragnienia jeszcze się nie spełniły – jest to zapewne wypisane na jego twarzy, dlatego cierpi z powodu kierowanych na niego spojrzeń. Może właśnie dlatego idzie do teatru: na ciemnej widowni pozostaje w ukryciu, pośrednie doświadczenia zdobywa w taki sposób, aby nie być zmuszonym do pokazania swojej twarzy, żeby nie musieć odczytywać z twarzy innych, kim tak naprawdę jest (patrz tytuł). Z tego miejsca może obserwować to, co zwykło się określać jako świat artystów, czy życie nocne. Oczywiście pod warunkiem, że pozostanie widzem.

O wieku drugiego bohatera nie posiadamy aż tak dokładnej wiedzy: to „młody człowiek”, poruszający się pewnym krokiem, zarozumiały, gestykulujący, ale zapewne nie należący do tej grupy osób, które według hierarchii miasta mogą być uznane za elitę. Nie istnieje przyjemność, której ten świat mógłby mu odmówić – jednak wiadomo o nim, że nie czerpie radości z nocnego życia, z największym entuzjazmem opowiada o maseczkach i masażu twarzy, tak więc i on ma jakiś kłopot ze swoim wizerunkiem.  Na początku utworu dowiadujemy się o nim, że w maniakalny sposób uważa na czystość, co może wynikać z tego, iż próbuje zdrapać z siebie jakąś niemożliwą do zmycia hańbę. On niewątpliwie nie zadowoli się rolą widza.

Jeśli wiedzielibyśmy, z którego teatru ruszają do Casanovy, moglibyśmy narysować na mapie starego miasta drogę, jaką przemierzają główni bohaterowie. Tyle nam jednak wiadomo, że bohaterowie wyruszają z miasta drogą królewską, ulicą Floriańską, która łączy Rynek Główny z Bramą Floriańską, i żegnają się zanim dotrą do dworca.

Choć Zero to opowiadanie dość przygnębiające, jest ono oparte na znanej z komedii prastarej zamianie ról. Przezornie łamiący obowiązek zachowania tajemnicy „chełpliwy żołnierz” (możliwe, że za dużo przesłuchiwał, teraz to wreszcie on chciałby zeznawać?) krewny zdradzonych oszustów i zastrzelonych myśliwych. Potrafi stworzyć zależność, ale potrzebna mu do tego symboliczna przemoc pozbawia go szansy na rozmowę. Może dać się ponieść nocnemu życiu – lecz będąc paranoicznym ascetą – nie potrafi odnaleźć w tym zaspokojenia.

Do świata spokojnego, wschodnio-galicyjskiego małego miasta Zamość Piotr Szewc należy tak samo, jak Mrożek do Krakowa. Piotr Szewc zaczął swoją karierę jako poeta, po czym w eseju śmierć Szagallewa przedstawił przeszłość i zniszczenie wymarłego sztetł. Na ten esej możemy spojrzeć jak na pierwowzór jego pierwszej powieści pt. Zagłada. Powieść rozgrywa się w Zamościu w lipcu 1934 roku i przedstawia jeden dzień z życia miasta, jego bohaterowie – sklepikarz, adwokat, karczmarz, miejscowa kurtyzana, dwóch policjantów, cygańska wróżka – to charakterystyczne postaci sztetł, które często pojawiają się także w poezji Szewca. Utwór nie ma akcji, dramaturgii, nie ma w nim psychologicznego obrazowania, bohaterowie nie wykraczają poza ramy codziennego życia, wykonują czynności powtarzające się każdego dnia, co w powieści staje się bezczasowe, rytualne. Idylliczny opis w duchu metafizycznego realizmu sakralizuje każdy szczegół.

śladu po tym świecie nie ma już w rozgrywających się w czasach obecnych opowiadaniach Andrzeja Stasiuka. Ich tytuł Opowieści galicyjskie w sposób ironiczny odwołuje się do mitu Polski za czasów Habsburgów. Zamiast tego rozpościera się przed nami codzienne życie wsi gdzieś na końcu świata. Tekst tylko na pierwszy rzut oka wydaje się być realistyczny, co jakiś czas zmienia się w krwawą balladę, bohaterowie miniatur niejednokrotnie wracają, lecz rzadko wychodzą poza rytualny porządek codzienności. Czasem pojawia się też obraz z przeszłości nawiedzanej przez duchy wioski - narrator medytuje w miejscu, na którym niegdyś stała dwustuletnia cerkiew przeniesiona jakiś czas temu do muzeum.

Na wschód od tego obszaru znajduje się inne miasto partnerskie Pecz, Lwów. Tę dawną stolicę Galicji odnajdziemy jeszcze w takich utworach, jak na przykład eseje Stanisława Vincenza, czy Mój Lwów Józefa Wittlina, które zostały natchnione przez pamięć. Podróż zgodnie z planem kontynuowana miała być na północ, przez ukraińskie, białoruskie i litewskie prowincje, nie omijając nawet tych krajobrazów, które istnieją jedynie w wyobraźni, wielokrotnie wykraczając poza polską literaturę, po to, aby zastanowić się nad beznadziejną sytuacją literatury białoruskiej, która od piętnastu lat uważana jest na Węgrzech za nieistniejącą. Lecz sytuacja się zmieniła, powstały pewne specyficzne interferencje pomiędzy badaną literaturą a pewnymi konkretnymi obszarami geograficznymi, pomiędzy poszczególnymi utworami, autorem, miasteczkiem lub krajem, a nawet Europą, które za żadną cenę nie mogą umknąć naszej uwadze. To właśnie one nasz tok myślenia skierowały w całkiem inną stronę, w inne krajobrazy i tematy.

 

Pierwszym przykładem jest silnie związana ze śląskiem Olga Tokarczuk. Ten region także wymaga mityzacji, harmonizuje się to także z potrzebami żyjących tu ludzi. Muszą oni tworzyć miejscowe tradycje, ponieważ nie są w stanie w sposób naturalny identyfikować się z główną warstwą literatury polskiej i z nie znoszącą kompromisu ideologią walk wolnościowo-niepodległościowych. Mainstream jest tu problematyczny z tego powodu, że romantyczny kanon polskiej literatury odzwierciedla te spośród historycznych doświadczeń, które po rozpadzie państwa na trzy części zostały zdobyte w strefie rosyjskiej – w Warszawie, w Polsce Centralnej, na Litwie. To doświadczenia, które wymagają heroizmu walki o wolność, gdyby nie one niemożliwa do zachowania byłaby narodowa tożsamość zagrożona przez szatańskie siły. Za pomocą romantycznego, manicheistycznego mitu nie da się wytłumaczyć przeszłości zgermanizowanego, a potem odzyskanego przez Stalina śląska. Ale właśnie ten dystans możliwie najłatwiej zrozumieć w Peczu.

Akcja opowiadania Olgi Tokarczuk Bardo. Szopka toczy się w Sudetach, w miasteczku o tytułowej nazwie. Pomiędzy klasztorem a dwoma kościołami znajduje się tu kilka restauracji, w których serwowana jest miejscowa specjalność: pstrąg z migdałami. Jednak największą atrakcją miejscowości jest szopka, która powstawała dokładnie tak samo wolno, stopniowo, jak powstają miasta. Zgodnie z fabułą opowiadania o szopce po raz pierwszy wspominają jezuici w 1591 roku. Biblijne postaci porusza mechaniczna struktura, a nabożny teatr lalek jest powiększany przez następujące po sobie pokolenia budowniczych ołtarza. Jakby sama wzbogacała się pod ręką tyrolskich i czeskich mistrzów. Mechanizm będący turystyczną atrakcją to monumentalna księga ilustrowana, której tłem do biblijnych historii są śląskie krajobrazy, małe, górnicze miasteczka, fabryki. Po II wojnie światowej ta obrazująca miejscową oraz uniwersalną historię kompozycja trafia w polskie ręce, a odpowiedzialna za jej utrzymanie pani muzeolog po pewnym czasie zaczyna kontynuować pracę dawnych pokoleń twórców.

Są też głębsze pokłady tego utworu. Już nawet sam tytuł jest wieloznaczny. Bardo poza konkretnym miasteczkiem, w Tybetańskiej księdze umarłych znaczy tyle co „między-byt”, „przejściowy stan po śmierci”. Autorka w jednym z wywiadów określa to opowiadanie jako przeciwieństwo swojej pierwszej książki, która jest dostępna także w języku węgierskim; Księga to list Boga do ludzi, podczas gdy opisana w Bardo szopka to list ludzi do Boga.

Zanim ukazało się to opowiadanie autorka została zaproszona do biblioteki w Bardo, gdzie mieszkańcy przygotowywali się do organizacji dorocznego festiwalu betlejemskiego. W teksty umieszczone na zaproszeniach i w programie festiwalu zostały wplecione fragmenty utworu, jednak nie pełniły one funkcji literackich ilustracji, były jakby opisem istniejącej szopki. Także goście przybyli na spotkanie autorskie opowiadanie Bardo. Szopka traktowali tak, jakby oparte było na prawdziwej historii, a nie było literacką fikcją. Pewien młody człowiek oświadczył na przykład, że jego babka dokładnie pamięta szopkę opisaną w opowiadaniu. Podstawa historii stała się więc legendą, nawet w karcie jednej z restauracji Bardo pojawił się pstrąg z migdałami jako miejscowa specjalność.

Szczególnej aktualności nadał ukraiński zwrot demokratyczny wspólnemu utworowi Andrzeja Stasiuka i Jurija Andruchowicza pt. Moja Europa. Odgórnie zainicjowane ukraińsko-polskie pojednanie i bardzo świadoma polityka zagraniczna Polski doprowadziła do tego, że całe polskie społeczeństwo stanęło po stronie ruchu wolnościowego na Ukrainie. 15 grudnia 2004 roku Andruchowicz w Parlamencie Europejskim w Strasburgu wygłosił mowę – powiększając tym samym swój dorobek pisarski specjalnym tekstem okolicznościowym. Tak jakby językiem pojęć chciał zaprzeczyć tej wyznawanej przez wielu antypatycznej tezie, której wiarygodność zostaje utracona dzięki wewnętrznej logice jego utworów, bez potrzeby unieważniania jej środkami publicystycznymi.

Teza ta pojawiła się już u Arystotelesa. Według niej „na Wschodzie” żyją ludy służebne, które nie buntując się znoszą despotyzm, tak więc do ich potrzeb i cywilizacyjnego poziomu idealnie dopasowana jest tyrania, a w ich podporządkowaniu nie ma nic nadzwyczajnego. Ten polityczny orientalizm wzmacniany jest przez geopolityczne wyobrażenie, że Rosja ma prawo do tego, aby na Ukrainie i w Białorusi utrzymać system neototalitarny, a kiedy już stworzy do tego odpowiednie środki może na nowo rozpocząć budowę swojego imperium. W przemowie Andruchowicz odrzucił tę logikę, według której sytuacja Ukrainy to stan charakterystyczny dla huntingtońskiego zderzenia cywilizacji, bowiem konflikt nie wybuchł pomiędzy mówiącymi po ukraińsku, a mówiącymi po rosyjsku, czy pomiędzy Europą a prorosyjskimi Ukraińcami, ale pomiędzy społeczeństwem walczącym o demokracje, a neototalitarnymi siłami rządowymi. Na koniec przemówienia argumentując Ukraińską europejskość powołał się na Stasiuka i na ich wspólną książkę.

Trzeci rozdział rozpoczyna się badaniem pojawiających się w literaturze polskiej wyobrażeń zaświatów. Główny bohater Dziadów znajduje się w punkcie środkowym, bowiem to on przekracza granice światów, mocarstw, możemy się z nim spotkać na poszczególnych stopniach spirytualnej ewolucji zwróconej w stronę nieskończoności. Co się tyczy przejścia w zaświaty, to dostarczał inspiracji tak wyróżniającym się indywidualnością polskiego teatru, jak Stanisław Wyspiański czy Tadeusz Kantor. Jednak duchy Mickiewicza ukazują się nie tylko na polskich scenach, ale także w powieściach. W powieści Weiser Dawidek Pawła Huelle nie zostaje jeszcze zakończony wielki dialog prowadzony z tradycją romantyczną, jednak tego samego nie można już powiedzieć o powieści Niskie Łąki Piotra Siemiona. środkowa część utworu rozgrywa się w Nowym Jorku. Kiedy nadchodzi święto zmarłych bohaterowie nie wywołują duchów przodków, zamiast tego oglądają w telewizji wesołe obchody święta Halloween. Podniosłość Dziadów zostaje unicestwiona przez dwukrotnie pojawiające się w tytule rozdziału słowo Ghostbusters. To tak, jakby łowcy duchów pozbyli się od dwustu lat przychodzącego straszyć ducha romantyzmu.

Z punktu widzenia naszego tematu bardziej interesujące jest to, co dzieje się z „bohaterem Polaków” na poziomie egzystencji tego świata. To w paradoksalny sposób moglibyśmy określić jako zesłanie do imperium. Ponieważ los bohatera przypomina historię wygnanego najpierw z Wilna do Petersburga, potem do Moskwy Mickiewicza, być może na tym obszarze moglibyśmy wypróbować instrumentów postkolonialnej krytyki. Z perspektywy środkowo-europejskiej orientalizm Saida wymaga uzupełnienia. Jego wyszczególnienie sugerujące kompletność – „cały szereg poetów, powieściopisarzy, filozofów, myślicieli politycznych, ekonomistów i imperialistycznych biurokratów” wielkie nazwiska od Ajschylosa do Marksa – próbują przekonać czytelnika, że my, autsajderzy, nawet jeśli interesujemy się uproszczonymi na potrzeby zachodniej konsumpcji odmianami wschodnich religii, nie jesteśmy w stanie pojąć tego, co nie pasuje do schematu „wschodniej samowoli, wschodniej pompatyczności, okrucieństwa, zmysłowości”. A co powiedział by na Sonety Krymskie Mickiewicza? Czy ówczesny spiskowiec patrzył na ujarzmiony przez Rosjan świat muzułmański jak zaborca czy misjonarz? Zapewne nie, zamiast tego rozpoznawał wspólny los. Z wielkim zainteresowaniem zwrócił się ku prawie nie znanej mu kulturze (dużo uczy się od polskiego orientalisty z Petersburga), jego uwagę przykuwa żywo podtrzymywana tradycja. Odnajduje nie samowolę i okrucieństwo, lecz niezniszczalne pragnienie wolności. To przeżycie mogło odegrać rolę w tym, że Mickiewicz opisał Rosję jako tyranię Północy, a nie Wschodu.

Rosja wobec Wchodu. Podczas gdy dziś w większości krajów z obojętnością bądź zrozumieniem śledzi się, jak Rosjanie niszczą Czeczenię w imię walki z terroryzmem, Polacy z wielką empatią patrzą na walkę Czeczenów. To właśnie polski dziennikarz, Wojciech Jagielski napisał najlepszą książkę o tej wojnie Wieże z kamienia. Głównym celem autora jest ukazanie miejsca, w którym zderza się rosyjski imperializm i wojujący islam. Książka ta pozwala głębiej zrozumieć kulturę, która często przedstawiona jest jako wroga.

Te polskie przykłady nie dają się pogodzić z tym, w jaki sposób postkolonialna krytyka opisuje zachodnie poglądy. Najczęściej cytowane dzieła Jamesona i Saida koncentrują się wyłącznie na stosunkach pomiędzy krajami najbogatszymi i krajami trzeciego świata, nie istnieje dla nich drugi świat, do którego należy Rosja wraz z państwami byłego bloku socjalistycznego. W dalszym ciągu za jedyny kraj europejski, który dysponuje kolonialnymi doświadczeniami uważają Irlandię, ich marksizm i nieuleczalne sympatie komunistyczne nie pozwalają im na to, aby pojęcie imperializmu rozszerzyć także na Rosję i wyciągnąć z tego faktu odpowiednie konsekwencje.

Vissza a tartalomjegyzékhez 

 
 

Kiadványunk felsőoktatási segédanyag, mely A Pécs / Sopiane Örökség Kht,a Pro Renovanda Cultura Hungariae AlapítványKlebelsberg Kunó Emlékére” Szakalapítványa,valamint A Pécs2010 Programtanács „Európa Kulturális Fővárosa - 2010” cím elérésére kiírt pályázatán megítélt Nívódíj segítségével, a kiadványhoz kötődő konferencia pedig a Pécsi Tudományegyetem Rektora, a Pécsi Tudományegyetem Bölcsészettudományi Karának Dékánja, a Modern Irodalomtörténeti és Irodalomelméleti Tanszék, a magyar szakos levelező képzés és a Liber-Arte Alapítvány által nyújtott támogatásokkal jöhetett csak létre. Segítségükért ezúton is köszönetet mondunk.